Pomimo upływu lat, moja sympatia, a właściwie fascynacja osobą Becksa nie zmalała. Dlatego też, kiedy siedząc spokojnie przy porannej kawie, natrafiam na artykuły, takie jak ten zamieszczony na portalu Interia.pl, zatytułowany
Zjawisko Beckham , mam ochotę zabić. Każdego, kto tylko będzie pod ręką. Dlaczego? Ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, jaką siłę w obecnych czasach mają media, a większość ludzi, nie sprawdza faktów, które podaje im się na tacy i wierzy. Wierzy we wszystko, co przeczyta. A człowieka krew zalewa, kiedy wie, że ma to tyle wspólnego z prawdą, ile Manchester City z tradycją.
Dlatego też, zdecydowałem się na poniższy list, zaadresowany do bardzo szczególnej osoby, pana Darka Wołowskiego, autora „Zjawiska Beckham”.
Panie Darku,
Zacznijmy może od tego, o co tak naprawdę mi chodzi. Po pierwsze, mam żal, ogromny żal, za pana wspaniałe dwa pierwsze akapity tekstu, gdzie mowa wyłącznie o pieniądzach, jakie to strumieniami przepływają przez paryski klub. Skoro tyle poświęca pan na finanse, dlaczego nie uraczy pan postronnego czytelnika, nie śledzącego kariery Becksa, informacją, że chociaż w PSG śpią na pieniądzach to Anglik za swoją grę nie weźmie ani centa. Obaj doskonale wiemy dlaczego, ale czy pan Janek ze Szczecina wie? No właśnie…
Może szybki rzut oka na sytuację. Nowy nabytek paryżan nie przyjmuje swojej gaży, oddaje ją natychmiast na cele charytatywne. Wielu powie, że to chwyt marketingowy, bo faceta stać. Owszem, stać go i z własną kasą może robić, co mu się tylko podoba. Jednak, bądźmy szczerzy, ilu piłkarzy, zarabiających na grze w futbol podobne sumy, jak Anglik zdecydowałoby się na taki ruch. Odpowiedź brzmi: żaden. Ale to nic, pewnie zwykłe przeoczenie, prawda?
Dalej, pisze pan, pozwolę sobie zacytować „Co tydzień Beckham pozostawał na boisku sam, z tym co umiał, lub czego nie umiał zrobić z piłką” – oglądał pan, panie Darku mecze Davida w tamtym okresie? Kiedy jego dośrodkowania spadały dokładnie tam, gdzie chciał, aby spadły. Kiedy, gdy on podchodził do rzutu wolnego, śmiało można było stawiać kolejną kreskę przy wyniku jego drużyny. Kiedy, na swojej pozycji nie miał sobie równych i pewnie długo nie będzie miał, bowiem drugi taki wirtuoz, potrafiący posłać futbolówkę z dokładnością, co do centymetra, grając na prawym skrzydle, nie istnieje. Jednak pan pisze, co pan pisze. Zachęcam więc do obejrzenia filmiku, gdyż naprawdę, z lektury tekstu wynika, że są spore braki;)
Czytam dalej i dowiadujemy się, że (sir) Alex Ferguson kopnął butem Davida w twarz. Z pewnością tutaj również, wie pan jak to było, ale co powie pan Janek ze Szczecina? Zgadujmy… „To jak to tak, trener podszedł i kopnął butem w twarz piłkarza, po prostu”. Warto chyba w takiej sytuacji napisać, iż Becks dostał butem, KTÓREGO kopnął sir Alex. Oj tam, pewnie niedopatrzenie.
W kolejnym akapicie jest wzmianka, że podczas gry w Madrycie nie osiągnął nic. Trudno się z tym zgodzić, bowiem w sezonie, kiedy Real zdobywał mistrza, Becks był fenomenalny. Grał, jak za dawnych lat, rozgrywał jak chciał. Brał udział w niemal wszystkich kluczowych akcjach drużyny. Śmiało można powiedzieć, iż żegnał się z Hiszpanią w chwale. Na pewno nie jako outsider. Poza tymzostanie pierwszym brytyjskim graczem, który przekroczył barierę 100 spotkań w Lidze Mistrzów to chyba również ‘coś’. Tak samo jak występy w reprezentacji Anglii. Tam wciąż błyszczał, zdobywając jako pierwszy Anglik bramki na trzech różnych mistrzostwach świata. Jego gole dalej wprawiały w osłupienie. Jego dośrodkowania wciąż były piekielnie dokładne. Pikuś. Przecież łączył ambicje sportowe i interes rodziny.
Wyemigrował za ocean, do Ameryki. Ho ho. Miał tam czegoś dokonać…zaraz, zaraz, a czy przypadkiem nie dokonał? Czy nie sprawił, że ze sprzedawanych średnio 6/7 tysięcy koszulek klubowych, nagle zaczęto sprzedawać blisko stu tysięcy? Czy nie sprawił, że stadion za każdym razem był wypełniony po brzegi? A i jeszcze jedno, czy przypadkiem nie zdobył dwa razy z rzędu pucharu za wygranie ligi MLS? Warto też dodać, iż żaden z wcześniejszy graczy nie spowodował tego, co David – to właśnie on zapoczątkował modę na grę w MLS, ściągając do USA wielu wspaniałych piłkarzy. Wykonał milowy krok. Po prostu! Można tak wyliczać długo i długo, ale po co…przecież z braku sukcesów i z tęsknoty za futbolem zaczął, jak pan to ładnie nazwał „zaczął uciekać do Mediolanu”.
Hmm czy przypadkiem nie było tak, iż wypożyczenie (u pana ucieczka), pojawiało się dwukrotnie, w momencie, kiedy w MLS była przerwa, tylko dlatego, że Becks chciał być w formie, która pozwalałaby mu na granie w reprezentacji? Czy to jakikolwiek sposób przeszkadzało mu w grze w LA Galaxy? Nie, nie, nie! Bzdury.
Na koniec dodam tylko, że marzenia o występie w RPA nie spełnił tylko i wyłącznie dlatego, że był kontuzjowany, a nie, jak można wywnioskować z pana tekstu, dlatego, iż był za słaby na kadrę.
Nie rozumiem pisania tekstów, w których zawarte są tylko wybrane fakty lub też przedstawione w taki sposób, aby racja była po stronie autora. Fakty to fakty, tego się nie da nagiąć proszę pana i jako fan Davida Beckhama, proszę – niech już pan więcej o nim nie pisze, gdyż najwidoczniej nie służy panu ten temat.
Z poważaniem
Biafra
PS: Trenerem United jest sir Alex Ferguson, a nie Alex Ferguson.